piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 30. „Zabawę czas zacząć.”

 Jeden z demonów sprawnie zablokował pierwszy atak Taisuke i prędko odskoczył na bezpieczną odległość. Jego towarzysze postąpili w podobny sposób. Ich doskonały plan mocno się skomplikował, ale nie mogli stracić czujności. Postanowili sprawdzić na czym stoją. W tym właśnie celu głos zabrał Hiroyasu:

 - No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Przecież to wielcy Densetsu Samurai we własnej osobie!
  - Nie wiedziałam, że jesteśmy aż tak znani. - powiedziała czujnie Tomiko.
  - No a co Ty myślałaś? - zaśmiał się Kazuma - W końcu już raz skopaliśmy tyłek Akumuyami i planujemy powtórzyć ten wyczyn.
  - Coś mi się nie wydaje. - zakpiła Katsumi - Najpierw musicie nas pokonać.

I wtedy wszystko zaczęło się na nowo. Tumany kurzu, wybuchy, krew. Densetsu od razu postawili na twardy, otwarty atak. Oni nie musieli oszczędzać sił. W przeciwieństwie do Akuma nie dali się oni rozdzielić i toczyła się walka cztery na cztery. Łączone ataki Samurajów były niesamowicie potężne i widowiskowe. Nie było wątpliwości, że są oni TĄ niesamowitą czwórką z przeszłości. Jednak demony nie dawały za wygraną i twardo wyprowadzały własne ataki. Wiedzieli, że podobnie jak w walce z Akuma nie mogli stracić czujności, choćby na krótką chwilę. 

 Densetsu właśnie wyprowadzali kolejny kontratak. Maki posłała w kierunku przeciwników wodne wstęgi, które próbowały ich uchwycić. Zabawa ta chwilę trwała, bo demony były niesamowicie zwinne, ale przy drobnej pomocy pnączy Tomiko, technika kobiety dotarła do celu. Kiedy tylko to nastąpiło Taisuke posłał potężne wyładowanie elektryczne, które poraziło demony. Zapewne się zastanawiacie, jakim cudem długowłosy panował nad tym żywiołem? Otóż, to bardzo proste. Połączenie czakr Densetsu było już na tak wysokim poziomie, że ich moce przeplatały się ze sobą już całkowicie bezwiednie. Samurajowie już od lat stanowili jedność. Wracając do wydarzeń na polu bitwy... Porażone i zdezorientowane demony padły jak kłody na ziemię. Zdążyli już poznać umiejętności Samurajów i mocno ich zdziwił fakt, że i ten żywioł nie jest im obcy. Na ich szczęście zdążyli się ocknąć nim lodowaty powiew wiatru Kazumy zamroził zalegającą na nich wodę. Harukichi natychmiast odparła atak, rozgrzewając swoich towarzyszy przy pomocy smoczego ognia. To jeszcze zdecydowanie nie był czas na poddawanie się. Czas na drugą rundę. Mimo, że demony nie lubiły współpracować nie miały w tym momencie wyjścia. Hiroyasu wzleciał w powietrze i przy pomocy czarnego skrzydła wystrzelił w stronę przeciwników potężne wyładowanie, które wzmocnił wiatrem białego skrzydła. W tym samym czasie Katsumi i Harukichi połączyły siły i puściły przed siebie gorącą fale ognia, która mknęła z zawrotną prędkością w Densetsu. Samuraje instynktownie zaczęli się wycofywać, ale nie zauważyli, że Tsuginori zniknął z ich pola widzenia. Ten zaś zakradł się do nich od tyłu i posłał świetlistą błyskawicę, tym samym odcinając Densetsu drogę ucieczki. Atakowani nie mięli zbyt dużego pola do manewru. Musieli przyjąć atak na siebie. Kiedy wszystkie techniki dopadły celu wywołały tak potężny wybuch, że aż odrzucił on demony. Nie było możliwości, żeby cokolwiek przetrwało pod naporem takiej siły, a jednak. Kiedy kurz opadł, na środku pola wyłoniła się niewielka kamienna kopuła stworzona przez Tomiko, która dzięki wpleceniu przez resztę przyjaciół pozostałych żywiołów w jej ściany przetrwała natarcie. Densetsu teraz w głębi duszy dziękowali swoim uczniom, że testowali na  nich tak potężne techniki, bo dzięki temu udało im się dopracować odpowiednio silną obronę. Demony zaś stały sparaliżowane i nie mogły uwierzyć w to, co się właśnie stało. Otrząsnęły się one dopiero w momencie, gdy kamienna kopuła zaczęła się kruszyć. Chcieli wykorzystać nieprzygotowanie przeciwnika, ale i to im się nie udało. Kiedy technika Samurajów całkiem się rozpadła okazało się, że w środku jest... pusta. Demony, już po raz kolejny w przeciągu kilku chwil stali zdezorientowani. Densetsu okazali się być bardziej cwani niż przypuszczali. Samurajowie wykorzystując technikę Tomiko, przemieścili się pod ziemią, pojawiając się za plecami przeciwników. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować silny cios posłał demony na środek pola. Jednak takie posunięcie nie wyrządziło dużej szkody atakowanym. Co prawda trochę zostali poobijani, ale o wiele bardziej byli zdenerwowani całą tą sytuacją. Nie zastanawiając się długo wysłannicy Pana Ciemności ruszyli z kontratakiem.

 Mijały sekundy, minuty, godziny, a zwycięzcy wciąż nie było widać. Obie strony dawały z siebie wszystko. Każdy był mocno zmęczony i poważnie ranny. Zarówno demony, jak i Samurajowie czuli, że zbliżają się do granicy swoich sił. Densetsu musieli szybko wymyślić jakiś plan. Nagle Kazuma zatrzymał się w pół kroku i krzyknął do Taisuke:

 - Kryj mnie! Mam plan!

Długowłosy jedynie kiwnął głową i wyskoczył przed przyjaciela. Kazuma zaś złożył dłonie w pieczęć ptaka i połączył swoje myśli z resztą towarzyszy. Technikę tą wymyślił dość niedawno, bazując na umiejętnościach Akuma. Jednak nie udało mu się jeszcze doprowadzić jej na taki poziom, by móc jednocześnie walczyć. Dlatego też było to niezwykle niebezpieczne w czasie bitwy. Ale wyjątkowe sytuacje wymagają niekonwencjonalnych rozwiązań. 

'Słuchajcie mnie! Chyba wiem jak pozbyć się demonów. Zauważyliście pewnie, że bezpośrednie ataki na nich nie działają, ale gdy połączyliśmy siły zdołaliśmy ich chwilowo rozbić. Dodatkowo są oni niezwykle szybcy i spostrzegawczy, dlatego musimy ograniczyć im pole widzenia. Jednak, jeżeli nam się to uda nie możemy zaatakować ich z dużego dystansu, bo w porę to wyczują i zdążą uciec. Musimy uderzyć bezpośrednio. I teraz się skupcie. Plan jest taki: Tomiko, musisz zrobić nam tu burzę piaskową. Taisuke, ogranicz im pole ucieczki ognistym kręgiem. Maki, przy pomocy wody i piasku nie pozwól im odlecieć. A ja, wspomagany przez wiatr przedrę się do wnętrza techniki i nim się zdążą zorientować potraktuję ich potężnym wyładowaniem elektrycznym, dodatkowo
rozsiane w powietrzu cząsteczki żywiołów zareagują z moim atakiem wywołując wybuch. Wtedy będziemy pewni, że demony nie zdołają uciec. Do dzieła!'


Kazuma szybko przerwał połączenie i zaczekał na przyjaciół. Po ostatnim ich ataku demony znajdowały się blisko siebie, w centralnej części pola walki. Postanowili to wykorzystać. Tomiko wyskoczyła przed szereg i wyciągnęła przed siebie ręce. Natychmiast rozszalała się potężna burza piaskowa, której nie powstydziłaby się nawet Demoniczna Pustynia. Równie szybko zadziałał Taisuke. Kiedy tylko uniósł dłoń dało się dostrzec jasną poświatę szkarłatnego ognia. Maki zaś delikatnie przyłożyła dłonie do ziemi i skupiając się wyczuła położenie wroga. Chwilę później nogi demonów były unieruchomione sporą ilością gliny. Kazuma już przygotowywał się do wypełnienia swojego zadania, kiedy niespodziewanie zatrzymała go Tomiko. Jej technika była na tyle stabilna, że spokojnie mogła sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji, co postanowiła wykorzystać.


 - Kazuma, zaczekaj!

Czarnowłosy poczuł ucisk na łokciu i natychmiast się odwrócił. Już miał się odezwać, ale kiedy zobaczył oczy przyjaciółki zapomniał o co miał się zapytać. Ciemne oczy Tomiko były niebezpiecznie wilgotne, a twarz wyrażała troskę i taż rzadko spotykany u niej strach. Stali przez chwilę kilka sekund i bali się odezwać, by nie zepsuć tego, w pewnym sensie niezwykłego momentu.

 - Nie idź tam. - zdołała wypowiedzieć niepewnie - Co jeśli nie zdążysz na czas się wycofać? Co jeśli zginiesz?
 - Ej, spokojnie. - powiedział miękko, łapiąc Tomiko za brodę, by na niego spojrzała - Zdążę, obiecuję Ci to. Bo... bo mam po co tu wrócić.

Długowłosa stała, patrząc załzawionymi, nie rozumiejącymi oczami na twarz przyjaciela.

 - O czym Ty mówisz? - zapytała cicho.

Kazuma jednak zamiast odpowiedzieć na pytanie złączył ich usta w delikatnym, a jednocześnie wyrażającym ogromną gamę uczuć pocałunku. Trwało to raptem kilka sekund, ale im się wydawało, że stali tak godzinami. Kazuma w końcu oderwał się od dziewczyny i złapał ją za dłoń.

 - Kocham Cię, Tomiko, już od dawna, ale bałem się Ci to wyznać. - powiedział z pewnością w głosie - Przechowaj to dla mnie. Wrócę po to.

I już go nie było. Kobieta stała z szokiem wymalowanym na twarzy, a do piersi przyciskała dłoń, którą chwilę wcześniej trzymał Kazuma. W końcu wyciągnęła przed siebie rękę i bliżej przyjrzała się przedmiotowi, który powierzył jej mężczyzna. Gdy zobaczyła, co to jest nie mogła wręcz uwierzyć własnym oczom. Otóż, był to naszyjnik, który przechodził w rodzinie chłopaka z pokolenia na pokolenie. Jego jedyna pamiątka po wymarłym klanie. Nigdy się z nim nie rozstawał, a teraz to Tomiko trzymała ten ważny przedmiot w swojej dłoni. Z oczu kobiety popłynęły łzy, których już nie była w stanie trzymać.

 - Jak mam się nie martwić, idioto, skoro to brzmiało jak pożegnanie. - powiedziała w przestrzeń łamiącym się głosem, ale nagle jej twarz stężała i wykrzyknęła zrozpaczona - Masz wrócić, idioto!!! Bo... bo... - zaczęła się cicho jąkać i z opuszczoną głową wyszeptała - Bo ja też Cię kocham...

Tomiko byłą tak pogrążona w swoich uczuciach, że nawet nie zauważyła niebezpiecznie jaśniejącej techniki. Na szczęście jej przyjaciele czuwali. Maki w ostatniej chwili złapała ją i odciągnęła w bezpieczne miejsce. Po polu rozniósł się ogromny, rażący wybuch, który kładł nieliczne ocalałe drzewa. Teraz Densetsu pozostało tylko, aż bitewny pył opadnie i mieć nadzieję, że Kazuma zdążył na czas.

 ~ Kilka godzin wcześniej, las ~

 Akuma chwilę temu opuścili pole walki, dając się popisać ich nauczycielom. Nie przebiegnęli jednak daleko, gdyż rany, których się nabawili mocno dawały im się we znaki. Postanowili więc zrobić krótki postój, by się podleczyć i nabrać trochę siły. Namida, przy pomocy chlopaków nastawiła sobie złamaną rękę i wspomagając się demoniczną mocą pomogła kości się zrosnąć. Naruto szybko pozbył się swojej rany na ramieniu, gdyż ta już chwilę temu zaczęła się samoczynnie zasklepiać. Hinata zaś musiała się trochę bardziej pomęczyć z usunięciem z organizmu trucizny. Jednak wykorzystując czakrę Hikari w końcu udało się zasklepić uporczywą ranę. Jedynie Sasuke ominęły poważniejsze rany. Kiedy wszyscy jako tako wrócili do formy, ponowili swój bieg i korzystając z okazji zagłębili się w rozmowie.

 - Trzeba przyznać, że Densetsu mają nie złe wyczucie czasu. - zaśmiał się Naruto.
 - Masz rację. - przytaknęła Namida - Dzięki nim możemy spokojnie walczyć z Akumuyamim, nie obawiając się o Ostateczną Technikę.
 - Tak, ale najpierw musimy wymyślić jakiś plan. Prosty i nieskomplikowany. - zaproponował Sasuke.
 - Ja bym zaczął od wysłania klonów, ale Akumuyami od razu by się zorientował. - podsunął Naruto.
 - Ta... Masz rację. Inny plan. - podsumował Sasuke.
 - Może po prostu wyjdziemy mu na przeciw? - zaproponowała Hinata.
 - Hmm... Prosto i nieskomplikowanie. Podoba mi się. - zaśmiał się Naruto.

Po tej krótkiej wymianie zdań, która koniec końców nie wniosła nic konkretnego, kontynuowali swój bieg w ciszy.

 Po jakimś czasie wyczuli w oddali skupisko potężnej, ciemnej energii. To był ON. Byli tego w stu procentach pewni. Czuli również gigantyczne zahwiania w naturze, która wręcz wyła. Mimo, że znajdowali się jeszcze daleko od celu to już teraz napotkali na zwęgloną równość, która miejscami zaczęła się rozkładać. A temu wszystkiemu towarzyszył nieznośny swąd, w którym ledwo można było oddychać. Nareszcie wydostali się z lasu, który z minuty na minutę był w gorszym stanie. Jednak to, co zobaczyli po jego opuszczeniu było jeszcze straszniejsze. Cała gigantyczna polana tonęła w mroku, a kiedy raz po raz była oświetlana błyskawicami. Akuma dostrzegli przed sobą jedynie czarną breję, która kiedyś była żywymi roślinami i zwierzętami. Na granicy całego pobojowiska stał ogromny głaz, a u jego podnóża majaczyła ciemna postać. Została ona dostrzeżona przez Samurajów tylko dzięki ich doskonałemu, demonicznemu wzrokowi. Czwórka przyjaciół nie zastanawiając się długo ruszyła biegiem w tymże kierunku. Akumuyami stał w bezruchu, czekając na przybyszy. Kiedy Akuma zbliżyli się dostatecznie, nareszcie mogli ocenić wygląd tego, z kim walka byłą im przeznaczona. Ku ogromnemu zdziwieniu Samurajów wyglądał on wyjątkowo... zwyczajnie. Jedynie wystające z głowy rogi i białe, demoniczne oczy zdradzały jego prawdziwe pochodzenie. Miał on przerażająco bladą cerę i długi kruczoczarne włosy. Na sobie miał jedynie spodnie i buty. Zdążył już pozbyć się płaszcza, który mógłby ograniczać mu ruchy w walce. Jego odsłonięta klatka piersiowa była doskonale wyrzeźbiona, ale o dziwo nie nosiła żadnych znamion wojny. Mimo to, od razu było wiadome, że jest on zaprawiony w walce. Akuma nie odzywali się słowem i jedyne co robili, to czekali na jego pierwszy krok. I się doczekali, gdyż Akumuyami odezwał się kpiącym i pełnym pogardy głosem, który zapoczątkował piekło:

 - Widzę, że moje zabawki nareszcie do mnie dotarły, więc zabawę czas zacząć.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Artystyczna dusza, czyli nowy projekt

Jak tytuł posta mówi, zajęłam się właśnie nowym projektem. Otóż ostatnio wpadłam na pomysł stworzenia bloga poświęconego stricte mojej twórczości. I tak oto powstał nowy blog:  

Już pojawił się pierwszy wpis, więc gorąco Was wszystkich na niego zapraszam. A nuż się Wam spodoba i zostaniecie na stałe ;) Mam nadzieję, że tak się stanie.

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 29. Konfrontacja część 2.

 Walka rozpętała się na dobre. W koło latały potężne techniki, a po lesie, który jeszcze niedawno znajdował się w miejscu pojedynku nie było śladu. A odpowiedzialne za te zniszczenia jest zaledwie 8 osób. Ale za to jakich.. Czterej wysłannicy samego Pana Ciemności stali naprzeciw znanym na całym świecie shinobi Akuma Samurai. Walka była wyrównana i brutalna. To była bitwa nie tylko o honor i własne życie, ale całą przyszłość, która na chwilę obecną była jedną wielką niewiadomą. Ale co ja Wam ogólnikami lecę? Zacznijmy od początku...

 - Możemy zaczynać.

Dwa proste słowa, które dały początek chaosu, jaki rozpętał się na polu bitwy. Przyroda wokół walczących szalała, chcąc pomóc Samurajom. Akuma doskonale sobie radzili. Parowali wszystkie ataki, które do nich docierały, a i sami nie pozostawali bierni. Z ziemi co chwilę wystrzeliwały śmiercionośne pnącza, próbujące dopaść w swoje szpony któregoś z demonów. Ci jednak byli zbyt szybcy i ataki Namidy nie docierały do celu. Dodatkową przeszkodą było to, że cała czwórka przeciwników posiadała skrzydła, dzięki którym lawirowali w powietrzu, odcinając się od ataków z podłoża. Hinata i Sasuke również wznieśli się nad ziemię. Karooki cały czas ciskał ognistymi kulami. Miało to na celu nie tylko zranienie przeciwnika, ale także odwracał on uwagę od działań swojej narzeczonej. Ta zaś dyskretnie formowała za plecami demonów wodne ostrza i próbowała uszkodzić ich skrzydła. Niestety dwóch na czterech to zdecydowanie niesprawiedliwy podział i żadna technika nie była w stanie dotrzeć do celu. Za to ataki przybyszy z innego wymiaru sprawiły o wiele więcej kłopotów naszym bohaterom. Na szczęście skończyło się na kilku niegroźnych okaleczeniach i poparzeniach. Zanim demony rozszalały się na dobre Namida wpadła na pomysł, jak pomóc przyjaciołom nad nimi. Skupiając się do granic możliwości, przyłożyła ręce do ziemi i w tym samym czasie w górę wystrzeliły dwie kamienne kolumny, unosząc ją i Naruto na odpowiednią wysokość. Demony skoncentrowane na latających Samurajach nie zauważyły nagłego ruchu po ich prawej stronie. Nagle, pod naporem potężnego wiatru przybysze zostali ciśnięci w stronę ziemi. Ich upadek spowodował ogromny huk i wzniesienie się w powietrze tumanów kurzu. Kiedy pył opadł, a Akuma ponownie znajdowali się na ziemi, w miejscu upadku ich przeciwników dostrzegli cztery postacie. Samurajowie nie mogli uwierzyć własnym oczom. Demony nie dość, że nie zostały powalone tak jak było w planach, to na dodatek były w świetnym stanie. Gdyby nie lekko zniszczone obranie w ogóle by nie było po nich widać upadku z tak dużej wysokości. Akuma niestety nie mogli się długo nad tym zastanawiać, bo w ich kierunku poleciał kolejny atak.
 
 Po jakimś czasie Naruto nareszcie udało się uszkodzić jedno z czarnych skrzydeł Tsuginori, co skutecznie go uziemiło. Z racji tego, że demon nie poradziłby sobie sam przeciwko dwójce Akuma, został wsparty przez Katsumi, która preferowała atak bezpośredni i przyziemny. Tym właśnie sposobem utworzyły się dwie bitwy - naziemna i podniebna.
 
 Walka trwała i trwała, nie mając końca. Obie strony konfliktu nabawiły się kilku poważniejszych uszczerbków na zdrowiu. Kilka połamanych żeber, pękniętych kości oraz mocno krwawiących ran kłutych i szarpanych. Jednak walczący zdawali się nie zauważać tych niedogodności. Wciąż na siebie nacierali z coraz to nowszymi i wymyślniejszymi technikami. Na niebie zebrały się ciężkie, czarne, burzowe chmury, które raz po raz wypuszczały świetliste błyskawice. Było to spowodowane nagromadzeniem się ogromnej ilości demonicznej energii. Zmiana nastąpiła również w systemie bitwy. Starcia zostały podzielone na walki jeden na jeden, co nie do końca sprzyjało Akuma, gdyż ci zdecydowanie lepiej czuli się w łączonych technikach. Lecz pomimo tej drobnej niedogodności cały czas doskonale sobie radzili.
 
 Namida walczyła dzielnie przeciwko Katsumi. Naprzeciw siebie stały dwie potężne,
 pewne siebie i piękne kobiety. Takie zestawienie już na samym początku wróżyło długą i zaciętą walkę. I jak się z czasem okazało, przewidywania te były całkowicie słuszne. Namida stworzyła z zielonych pnączy długi bicz, dzięki któremu z łatwością broniła się przed atakami białowłosej. Jednak nasza bohaterka nie pozostawała bierna. W drugiej ręce dzierżyła swoją ukochaną katanę i gdy tylko udawało jej się zatrzymać lub choć na chwilę unieruchomić bicz przeciwniczki, atakowała bez zawahania. Jednak ogromne doświadczenie Katsumi w walce uniemożliwiało broni sięgnąć celu. Taka przepychanka trwała już długo. Okazało się, że demonica doskonale władała ogniem, co mocno skomplikowało Namidzie sytuację. Jej roślinne ataki były natychmiast unieszkodliwiane, więc niebieskooka musiała powrócić do podstaw jej żywiołu. Raz po raz z ziemi wystrzeliwały kamienne bloki, chroniące dziewczynę przed językami ognia. Namida w zamian obdarowywała swoją przeciwniczkę ziemnymi pociskami i kamiennymi igłami. Niedaleko toczącej się walki ziemia naszpikowana było czymś w rodzaju drewnianych grotów stworzonych z korzeni znajdujących się nieopodal drzew. Zniszczenia te były wynikiem jednej z nieudanych technik Namidy. Na szczęście jej przeciwniczka nie pozostawała nietknięta jak do tej pory. Ramię Katsumi zostało dość poważnie uszkodzone, a szkarłatna krew sącząca się z rany wsiąkała w czarną rękawiczkę. Niestety nie tylko ona ucierpiała. Niebieskooka miała złamaną rękę, którą prowizorycznie unieruchomiła, przytwierdzając ją do piersi. Posiadała także wiele krwawiących ran, lecz przez tempo pojedynku nie była w stanie wystarczająco się skupić by je zasklepić. Krótko mówiąc, nie zapowiadał się szybko koniec.


 Kilkaset metrów dalej toczyła się inna walka, a konkretnie Naruto kontra Tsuginori. Tutaj
pod względem panowania nad żywiołami przewagę miał blondyn, gdyż czarnowłosy władał błyskawicą. Niestety to, że Fūton jest wyżej niż Raitonie spowodowało, że walka była łatwiejsza. Pojedynek był równie zacięty, co ten dziewczyn. Naruto schował do kieszeni swoją wybuchowość i roztargnienie, dzięki czemu jego ataki były dokładne i przemyślane. Świetnie sobie radził zarówno w obronie jak i w ataku. Na jego twarzy gościło tak rzadko spotykane skupienie i powaga. Lecz Tsuginori radził sobie równie dobrze. Jego puste oczy nie zmieniły swojego wyrazu nawet na chwilę. Co prawda Naruto, dzięki zestawieniu żywiołów miał przewagę, jednak umiejętności we władaniu nimi były trochę większe u demona, co wypośrodkowało szanse na zwycięstwo. Blondyn nieustannie starał się doprowadzić do starcia w zwarciu. Chciał wykorzystać swoje doskonałe taijutsu. Niestety przeciwnik utrzymywał bezpieczny dla niego dystans i atakował dalekosiężnymi technikami. Naruto, chcąc nie chcąc, musiał zmienić swoją taktykę. Po pewnym czasie postanowił użyć techniki swojego ojca w połączeniu z czakrą Kyūbiego. Ku jego ogromnemu zdziwieniu atak nie dotarł do celu, lecz został odparty zaskakującą techniką. Tsuginori trzymał w dłoni coś, co wyglądało jak połączenie Rasengana i Chidori. Dodatkowo jaskrawe światło na chwilę oślepiło blondyna. Niestety ten moment dekoncentracji poskutkował poważnym uszkodzeniem ramienia chłopaka, przy pomocy świetlistej techniki. Naruto zaklął siarczyście, ale nie spuścił gardy i nie przejmując się obrażeniami podjął dalszą walkę.
 

 W powietrzu zaś szalały kolejne dwie kobiety, a były to Hinata i Harukichi. Ruchy
demonicy były pełne chaosu i pozbawione sensu, lecz niedociągnięcia te były doskonale uzupełniane przez siłę i brutalność. Aż dziw bierze, że w kimś tak niepozornym może być tyle siły. Lecz Hinata nie dała się zwieść, gdyż sama była kimś takim. Dziewczyna wywodząca się z dobrego domu, zawsze pomocna i delikatna, ale kiedy przychodzi czas na walkę ukazuje swoje ciemniejsze oblicze i brutalniejsze „ja”. Od razu dało się zauważyć, że Harukichi preferuje walkę na małym dystansie. Raz po raz rzucała się na Hinatę z pazurami, próbując uszkodzić jej skrzydła. Granatowowłosa jednak starała się ją trzymać na dystans, co znacznie podwyższyło jej szanse. Demonica nie była z tego powodu zadowolona, lecz nie miała wyjścia i została tym samym zmuszona do użycia ninjutsu. Jak na smoka przystało władała ona ogniem. Jednak ich zaawansowanie było zaledwie na poziomie przeciętnego jōnina. Hinata bez problemu unikała i neutralizowała techniki za pomocą wody. Dosłownie cała walka była dla kobiety dziwnie łatwa... Zbyt łatwa. Jednak jej przemyślenia zostały skutecznie przerwane, a wszelakie wątpliwości rozwiane. Niespodziewanie tuż pod Hinatą pojawiła się jej przeciwniczka i nim granatowowłosa zdążyła zareagować poczuła ostry ból w łydce. Harukichi przeciągnęła jednym ze szponów po jej delikatnej skórze, tworząc podłużne, krwawiące rozcięcie. Hinata prędko odleciała na bezpieczną odległość, by choć powierzchownie zasklepić ranę, lecz nie mogła tego zrobić. Teraz już była pewna, dlaczego to właśnie ją wybrał Pan Ciemności. Pazury demonicy nasączone były trucizną utrudniającą leczenie. Jeżeli Hinata się nie skupi i nie będzie ostrożna w najgorszym przypadku wykrwawi się na śmierć od ran. Nie zastanawiając się dłużej zawinęła łydkę kawałkiem ubrania i przystąpiła do ponownego natarcia.


 Ostatnią z walk był pojedynek Sasuke z Hiroyasu. Starcie toczyło się na ziemi, lecz
mężczyźni raz po raz wzlatywali w powietrze. Walka była ciężka i zacięta. Hiroyasu dzięki swojemu dwojakiemu pochodzeniu władał ogromną ilością technik zarówno demonicznych jak i boskich. Co najdziwniejsze, przeciwnik Sasuke wyglądał jakby doskonale się bawił, ponieważ od kiedy tylko zaczęli pojedynek chichotał i śmiał się na cały głos. Wyglądał ja opętany. A może faktycznie taki był, skoro zrezygnował z ciepłej posadki w niebie? Ale wracając... Demon sprawnie omijał każdą rzucaną przez Sasuke technikę i sam posyłał w stronę czarnowłosego równie potężne. Przy pomocy białego skrzydła doskonale władał wiatrem, a po machnięciu ciemnym atakował przy pomocy błyskawic. Czarnowłosemu było ciężko bronić się przed jego atakami, ale dawał sobie radę. Walka była zacięta i nie można było jasno wskazać zwycięzcy. Po dłuższym czasie Sasuke zaczął się denerwować. Nie chodziło tu do końca o niemoc pokonania demona, ale o jego mocno niepoważne zachowanie, które, jeżeli to w ogóle możliwe, irytowało jeszcze bardziej niż Naruto jako dziecko. No ale jego wyćwiczone przez lata opanowanie przynosiło skutki. Nie dał się sprowokować i wciąż rozważnie dobierał ataki. Niestety w końcu i on dał się zaskoczyć. Nie przypuszczał bowiem, że jego przeciwnik może łączyć ataki swoich skrzydeł i gdy po raz kolejny odskoczył przed pędzącym w jego stronę wyładowaniem nie zauważył, że to nagle zmieniło swój kierunek. Hiroyasu za pomocą wiatru przekierował atak, który uderzył w niczego nie spodziewającego się czarnowłosego. Porażony Sasuke spadł jak kłoda na ziemię, lecz na jego szczęście nie znajdowali się zbyt wysoko i nie poobijał się za bardzo. Nie czekając długo postanowił wykorzystać chwilową dekoncentrację wroga. Jeszcze zanim zdołał podnieść się z ziemi siłą woli uderzył w demona ognistą kulą, przypalając tym samym jego białe skrzydło. To posunięcie mocno zdenerwowało Hiroyasu, który natychmiast porzucił swój głupkowaty wyraz twarzy, a pojedynek nareszcie stał się poważny.


 Walki trwały długo, ale zwycięzcy wciąż nie można było ustalić. W końcu Akuma doszli do wniosku, że należy zmienić taktykę, więc połączyli swoje myśli by coś wspólnie ustalić.


Naruto: 'Taka zabawa nie ma sensu na dłuższą metę.'

Namida: 'Dokładnie! W takim tempie nigdy się nie przebijemy dalej.'

Sasuke: 'Musimy zadziałać jakąś łączoną techniką. Wtedy jesteśmy najsilniejsi.'

Naruto: 'Wiem, dlatego mam pomysł, ale może się Wam nie spodobać.'

Sasuke: 'Zaryzykujemy.'

Naruto: 'Hinata, na wykonanie ilu Ostatecznych Technik wystarczy nam siły?'

Hinata: 'Wiem o czym myślisz i się nie zgadzam. To szaleństwo!'

Naruto: 'Ile?!'

Hinata: 'Maksymalnie dwie...'

Naruto: 'Musimy zaryzykować...'

Namida: 'Nie zgadzam się! Absolutnie NIE!

Hinata: 'Jeżeli to zrobimy nie będziemy w stanie zaatakować Akumuyami. Musielibyśmy od razu spróbować go unicestwić, a zagrożenie i możliwość niepowodzenie w takiej sytuacji jest ogromna!'

Naruto: 'Ale jak się nie przebijemy to na nic nam się nie przyda Ostateczna Technika, bo nawet nie zdołamy stanąć przed Akumuyamim.'

Sasuke: 'Z wielkim bólem serc, ale muszę się zgodzić z Naruto.'

Naruto: 'Dziękuję! To jak? Działamy, czy czekamy na cud?'

Hinata: 'Ech... Działamy, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.'

Namida: 'No dobra, chyba nie mam wyjścia.'


Po tych krótkich ustaleniach cała czwórka odskoczyła od swoich przeciwników i starała się zaciągnąć ich w jedno miejsce. Nie szło to zbyt łatwo, bo demony stawiały spory opór, ale w końcu się udało. Ich przeciwnicy byli trochę zdziwieni widząc poczynania Akuma, ale zgodnie doszli do wniosku, że trzeba uważać. Namida starała się jeszcze za pomocą kilku łatwiejszych technik choć na chwilę unieruchomić przeciwnika lub czymś ich zająć. Lecz nie mogła się nad tym zbyt długo skupiać, co Ostateczna Technika, którą właśnie przygotowywali wymagała zbyt dużej koncentracji. To jak pokonać jedną osobę mięli opanowane do perfekcji, ale z czterema musieli się trochę nagłówkować. Standardowo rozstawili się wokół swoich przeciwników i dobyli mieczy. Przyroda i tak już mocno wzburzona zaczęła szaleć jeszcze bardziej, a po ich ciałach wędrowały jasne wyładowania. Demony były w potrzasku, jednak cały czas starały się zaburzyć harmonię. Lecz technika była na zbyt dużym poziomie by ją ot tak przełamać. Kiedy Akuma już mięli rzucić się na przeciwnika, coś im przeszkodziło. Z zarośli wyskoczyły cztery postacie.

 - Czy wyście zwariowali do cholery?! To technika na Akumuyami, a nie na jego pionki! - wykrzyknęła wściekła Tomiko.

Tak. Tymi, którzy pojawili się na polanie byli Densetsu Samurai.

 - Ale nie mieliśmy wyboru. Musimy się przebić. - tłumaczył się Naruto.

 - To zostawcie ich nam, a Wy zmiatajcie dalej. - zarządził Kazuma.

Akuma wymienili się spojrzeniami i opuszczając broń zniknęli z pola widzenia. Demony chciały za nimi podążyć, lecz drogę zastawili im nowi przeciwnicy.

 - Teraz z nami walczycie. - przypomniał się Taisuke i nie zwlekając zaatakował.

Bitwa rozpoczęła się na nowo.

~ Wiele kilometrów dalej ~


 Akumuyami siedział znudzony na swoim tronie i obserwował przebieg walki. Ślad jakiegokolwiek zainteresowania na jego twarzy pojawił się dopiero w momencie wkroczenia Densetsu Samurai na pole bitwy.

 - No proszę, proszę. A Pan mówił, że nie sprawią oni problemów. - wymamrotał cicho.

Siedział jeszcze chwilę, a gdy Akuma zniknęli między drzewami również ruszył się z miejsca. Z demonicznym uśmiechem na ustach zeskoczył z głazu, by u jego podnóża zaczekać na swoich przeciwników.

 - Czas, żebym i ja się zabawił. - powiedział do siebie, a jego diaboliczny śmiech rozniósł się echem po całej zniszczonej polanie.



~ Nareszcie jestem! Już myślałam, że nie dam rady. Ten tydzień był dosłownie cały pod górkę. Jakby się jakieś diabelstwo na mnie uwzięło normalnie!
Zaczęło się od spalonego zasilacza do komapa. Na szczęście tata szybko mi kupił nowy, ale dzisiaj jak kończyłam przepisywać rozdział i chciałam go podłączyć do kompa to jebną i wywalił główne korki w domu. Okazało się, że to jednak mój komp robi zwarcie i tak oto spaliłam kolejny zasilacz. Normalnie szlak mnie zaraz trafi! Na szczęście Młoda udostępniła mi swojego kompa :)
Potem dopadły mnie problemy żołądkowe -.- Miałam całkiem ciekawą rewolucję przez ostatnie dni. Mam nadzieję, że to koniec.
Ale jest też jedna dobra rzecz... Dzisiaj byłam w salonie i zrobiłam sobie upragniony tatuaż. Weeee ^.^
Dobra koniec mojego.
A i prawie bym zapomniała. Ostatnio przy opisach zapomniałam dodać zdjęć naszych demonów, więc pojawiły się w tej notce. Jak się Wam podobają? Mam nadzieję, że tak bardzo jak mi ;)

Całuję :*

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 28. Konfrontacja

 Walki trwały już trzeci dzień. Obie strony konfliktu poniosły ogromne straty. Shinobi niesieni słowami Czcigodnej Hokage i przepełnieni ogromną wolą walki stawiali duży opór. Demony były trochę zaskoczone takim obrotem spraw, ale cały czas nie dawały za wygraną.

 W tym czasie, w siedzibie Hokage przebywała spora grupa ninja. Były to oddziały: ostateczny, ogoniastych i sensorów oraz przywódcy wiosek, którzy jeszcze nie ruszyli do walki. Naruto chodził w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Niecierpliwił się. Chciał już wyruszyć, a nie siedzieć bezczynnie jak do tej pory. Nie tylko on przepełniony był takimi uczuciami. Samurajowie oraz jinchūriki widzieli co się dzieje i również mięli ochotę olać plan i ruszyć na pomoc.

 - Kuso! Nie mogę tak dłużej! - wkurzył się blondyn.
 - Uspokój się, Naruto. Nic nie możemy zrobić dopóki nasze oddziały się nie wycofają na odpowiednią odległość. - stopował go Taisuke.
 - Wiem, że masz rację, ale ja tak nie mogę. Nie potrafię siedzieć z założonymi rękami i spokojnie czekać, kiedy nasi towarzysze tracą życie na froncie!
 - Wiem! Ja też jestem sfrustrowana, ale musimy zaczekać. Już niedługo, Naruto, dlatego z łaski swojej się zamknij bo zaczynasz mnie wkurzać! - wydarła się Namida.

 Dopiero ostre słowa jego dziewczyny względnie go uspokoiły. Przynajmniej na tyle, by usiadł na tyłku i nie denerwował innych swoim dreptaniem w tę i z powrotem.

 I tak minął kolejny dzień. Kolejny dzień przepełniony zdenerwowaniem i niekończącym się oczekiwaniem.

 Następnego dnia rankiem, kiedy już wszyscy ponownie rozsiedli się w sali zebrań, by w gotowości czekać na sygnał, nareszcie się doczekali. Niespodziewanie Inoichi Yamanaka poderwał się z miejsca i zawołał:

 - Jest sygnał do wycofania się! Obie strony poniosły spore straty, ale plan został wykonany. Wróg jest rozbity ze swojej formacji, jednakże wciąż naciera.
 - Ruszamy. - natychmiast zadecydował Naruto.

 Jego głos był pełen powagi i władczości. Tym razem nikt nie uspokajał go. Wręcz przeciwnie. Dwa oddziały stanęły na baczność w oczekiwaniu na słowa Tsunade. Blondynka nie zwlekając zabrała głos:

 - Wiecie co robić. Nie będę Was dłużej już zatrzymywać. Przynieście chlubę swoim wioskom i całemu światu. Do dzieła!
 - Hai!

 W sali zrobił się chwilowy rumor, po czym wszystko ucichło. Ninja w tempie ekspresowym opuścili pomieszczenie i pognali w stronę bramy wioski. Niektórzy nawet zrezygnowali z użycia drzwi i wyskakiwali przez okna.

 Po zaledwie kilkunastu minutach dotarli na pole bitwy. To, co tam ujrzeli wręcz w nich uderzyło.

 - Kami-sama. - wyszeptała przerażona Fū.

 Jako ninja byli przyzwyczajeni do widoku śmierci i krwi, ale TO przerastało wszelkie wyobrażenia. Wszędzie walały się trupy zarówno shinobi jak i demonów. Do nozdrzy uderzał swąd spalonych i po części rozkładających się już ciał. I krew... Te ogromne ilości szkarłatnej cieczy zalegającej dosłownie wszędzie. Pokrywała ona cienką warstwą ziemię znajdującą się pod ich stopami oraz nieliczne krzaki i drzewa. Niektóre ciała były rozczłonkowane, inne spalone, a bywały i takie, z których wnętrzności się wręcz wylewały. Członkowie dwóch oddziałów dopiero teraz zdali sobie sprawę, że opuszczając w pośpiechu wioskę nie zainteresowali się tym, kto powrócił z bitwy. Może wśród tych ofiar znajdują się ich przyjaciele i bliscy? Teraz się już tego nie dowiedzą.

 Tą chwilę nostalgii, u niektórych przerażenia, a u innych wręcz obrzydzenia przerwał nagły atak. Wróg pojawił się jakby znikąd i od razu uderzył z pełną mocą. Kilka oddziałów demonów spowodowało rozdzielenie się ninja i starcie się w osobnych pojedynkach. Minęło zaledwie kilka sekund od tego wydarzenia, kiedy przez wrzawę przebił się donośny głos Tomiko:

 - Oddział jinchūrikich zostaje tu i walczy, my musimy przebić się w głąb!
 - Hai!

 To krótkie oznajmienie spowodowało natychmiastowe przegrupowanie się ninja i wybiegnięcie ósemki Samurajów przed siebie. Przebijanie się szło im bardzo sprawnie, gdyż każdy zajmował się innym rejonem, co pozwoliło na szybką likwidację wroga. Dodatkowo Akuma przybrali już w pełni demoniczne formy, poszerzając tym samym ich kąt widzenia, poprawiło słuch i przyspieszyło ruchy. Wszystko szło zgodnie z planem, ale niestety do czasu. Kiedy tylko Akuma bezpiecznie opuścili główne pole walki, zostawiając za sobą Densetsu, by też się trochę zabawili, napotkali pewną przeszkodę. Znieruchomieli, kiedy wyczuli potężną, zbliżającą się do nich, tajemniczą energię. Czekali w pełnej gotowości, lecz nie trwało to długo. Z pomiędzy drzew wyskoczyły cztery demony. Ich aura mocy, którą wokół siebie roztaczali wskazywała jasno, że nie byli oni kolejnymi pionkami. Wręcz przeciwnie. Mięli oni do wykonania zadanie specjalni, które najwyraźniej właśnie wprowadzają w życie. Jeden z demonów, który wyraźnie był mężczyzną, niespodziewanie wystąpił krok w przód i z kpiącym uśmiechem na twarzy wypowiedział jedno zdanie, które po części zszokowało naszych bohaterów:

 - Witam, Akuma Samurai.

 ~ Chwilę wcześniej ~

 Piątka demonów uważnie śledziła wszystkie wydarzenia. Czekali na tych jedynych, których obawiał się ich Pan. Przez ostatnie dni nie obdarzali się jakimikolwiek spojrzeniami, nie mówiąc już o rozmowach. Praktycznie wtopili się w otoczenie. Siedzieli w bezruchu, otoczeni przerażającym mrokiem. Nagle, niespodziewanie drgnęli na zajmowanych przez siebie miejscach. Dostrzegli swój cel. Akuma Samurai wyruszyli do walki.

 - Na nas czas. - wybrzmiał kobiecy głos.

Cztery demony podniosły się z zajmowanych miejsc. Jeszcze raz rzucili okiem na swoje cele, po czym bez słowa zeskoczyli z głazu i zniknęli w ciemności.

 - Powodzenia. - szepnął w pustkę Akumuyami.

On zaś w najbliższym czasie nie miał zamiaru się stąd ruszać. Uważnie śledził przebieg całej bitwy na znajdujących się przed nim ekranach. Musiał przyznać, że opór, jaki stawili shinobi trochę go zaskoczył. Podejrzewał, że o tej porze przedrą się zdecydowanie dalej i poniosą dużo mniejsze straty. Nic jednak nie jest na chwilę obecną przesądzone, a Akumuyami wciąż jest pewny swojego triumfu.

 W tym samym czasie demony wybrane przez samego Pana Ciemności w zastraszającym tempie pokonywali odległość, jaka dzieliła ich od wrogów. Niedługo potem zdecydowanie zwolnili swój szaleńczy bieg. Powodem tego było wyczucie przed sobą potężnego skupiska czakry. Byli pewni, że jest to ich cel. W końcu dotarli na miejsce.

 - Witam, Akuma Samurai. - powiedział z dziwnymi skrzydłami na plecach.

Pozostała trójka także wyszła z cienia, co pozwoliło Samurajom na dokładne przyjrzenie się im.

 - Skąd wiecie, kim jesteśmy? - zapytał ostro Naruto.
 - Nie było trudno zgadnąć. - odezwała się kobiecym głosem jedna z postaci – Ta aura dzikości i potężna czakra. Nie można było się pomylić.

Akuma nie skomentowali tego w żaden sposób. Zamiast tego głos ponownie zabrał pierwszy demon:

 - Och, proszę mi wybaczyć. Co za maniery! Nawet się nie przedstawiliśmy. Tak więc, ja nazywam się Hiroyasu i jestem upadłym aniołem. Miło mi. - ukłonił się dostojnie.

 Był to dość charakterystyczny mężczyzna. Z pleców wyrastała mu para skrzydeł, z czego jedno było czarne, demoniczne, a drugie białe, upierzone i dostojne. Jasno wskazywało ono na jego pochodzenie. Włosy miał lekko przydługie, roztrzepane, w kolorze najczystszego śniegu. Szpiczaste uszy przyozdobione miał spora ilością kolczyków. Wzrok miał drapieżny i przeszywający. Ubrany był jedyne w długie spodnie ciemne buty. Odkryty tors ozdobiony był niewielki jasnymi bliznami, które podkreślały tylko jego doświadczenie w walce. Jego aura tajemniczości była na swój sposób pociągająca i kusząca.

 - Oto Harukichi, wywodząca się ze smoczego rodu. - wskazał na kobietę stojącą po jego prawej stronie.

 Wyglądała na bardzo młodą. Wystające z pleców potężne skrzydła oraz łuski pokrywające dłonie, ramiona i nogi od kolan w dół dobitnie podkreślały jej pochodzenie. Dodatkowo dłonie i stopy zakończone były ostrymi jak brzytwy szponami. Z głowy zaś wyrastały zakrzywione rogi. Miała także długie, jasnobrązowe włosy. Ubrana była skromnie, bo tylko w cienką, brunatną tunikę, która nie ograniczała jej ruchów. Demonica była swoistą sprzecznością. Jej wzrok był miękki, niewinny, wyglądała jakby nie chciała nikomu zrobić krzywdy, jakby znalazła się tu przez przypadek. Jednak, jak się stał naprzeciw niej czuło się coś zupełnie przeciwnego. Roztaczała aurę dzikości i zwierzęcego głodu krwi. Była gotowa zaatakować w każdej chwili.

 - Katsumi, najstarsza córka naszego generała. - wskazał na swoją lewą stronę.

 Ta demonica była zupełnie inna niż jej towarzyszka broni. Była dostojna, władcza, a jej ciało kusiło niczym syreni śpiew. Mogła bez najmniejszego problemu omotać każdego demona. Za jej plecami znajdowały się trzy pary nietoperzych skrzydeł w odcieniach żółci i brązu. Z głowy wystawały również trzy pary rogów. Każdy inny i każdy przerażający. Uszy były wyjątkowe. W ogóle nie przypominały ludzkich. Długie do pasa włosy były całkowicie białe, tak samo jak oczy. Wyrażały pustkę i brak jakichkolwiek uczuć. Ubrana była skąpo, wręcz wyzywająco. Na nogach miała skórzane kozaki na wysokim obcasie, które sięgały aż za kolana. Ciemne rękawiczki zakrywały jej ręce od ramion aż po same dłonie, które zakończone były szponami. Na czole dostojnie błyszczał klejnot, który zdradzał jej wysoką pozycję w świecie demonów. Każdy, kto ją kiedykolwiek spotkał na swojej drodze z pewnością czuł do niej ogromny respekt i strach.

 - Oraz Tsuginori, anioł ciemności. - wskazał na ostatniego demona.

 Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że jest to najbardziej tajemnicza i niedostępna postać. Taksował swoim przeszywającym, srebrzystym wzrokiem. Ten, na kogo spojrzał czuł, jakby wkradał się w jego duszę. Za jego plecami dumnie powiewała para kruczoczarnych skrzydeł. Tego samego koloru były jego przydługie włosy. Na grzywce odznaczały się dwa srebrne pas, zapewne pamiątka po jednej z bitew. Na policzku, pod prawym okiem miał zaskakującą, metaliczna bliznę. Jego ubiór toną w ciemnych barwach. Miał krótką, postrzępioną koszulkę, długie, luźne spodnie i wysokie masywne buty. Na jego ramiona zarzucony był długi, skórzany płaszcz. Na dłonie założone miał rękawiczki bez palców, a z nadgarstka zwisała srebrna bransoletka. Z pewnością w swoim świecie cieszył się ogromnym respektem.

 Akuma spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym głos zabrał Naruto:

 - Oto Hinata Hyūga, dziedziczka klanu i podopieczna sokolicy Hikari. Namida Oni, dziesięcioogoniasta demonica. Sasuke Uchiha, jedyny ocalały z zagłady klanu i nosiciel przeklętej pieczęci. Oraz ja, Naruto Namikaze-Uzumaki, dziedzic dwóch wymarłych klanów, syn Yondaime Hokag, Żółtego Błysku Konohy Minato Namikaze oraz jinchūriki dziewięcioogoniastego demona imieniem Kurama.

 - Skoro część oficjalna się zakończyła, możemy zaczynać.

Dwa ostatnie słowa wypowiedziane przez Hiroyasu były swoistym sygnałem do ataku. Cała ósemka natychmiast przybrała postawy gotowości do walki. Akuma nie zwlekając wyciągnęli katany, a Hinata i Sasuke aktywowali swoje kekkei genkai. Nagle wojownicy rzucili się na siebie, niczym wygłodniała zwierzyna. W powietrzu roznosiły się jedynie dźwięki uderzanej o siebie broni i potężne wybuchy.

 Zaczęło się.

 Zaledwie kilka kilometrów dalej, w jednym z licznych lasów, który teraz wyglądał jak pobojowisko rozgrywała się inna walka. Demony, pod naporem siły jinchūrikich i Densetsu Samurai padały jak muchy. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to nie ta marna zgraja została wysłana przeciwko wielkim Samurajom. Spowodowało to zagoszczenie w głowach Densetsu niepokoju. Co prawda bez zawahania pozbywali się kolejnych przeciwników, ale myślami byli daleko poza polem walki.

 Dopiero po dłuższym czasie Kazuma postanowił ubrać w słowa wątpliwości, które targały całą czwórką:

 - Mam złe przeczucia. Myślę, że młodzi nie dotrą tak łatwo do Amkumuyami.
 - Czuję, że musimy za nimi iść. Po prostu musimy. - mówiła zaniepokojona Maki.

Zanim ktoś zdążył skomentować w jakikolwiek sposób słowa kobiety w powietrzu rozniósł się odgłos potężnego wybuchu. To upewniło Densetsu w swoich przeczuciach. Zdążyli jeszcze rzucić do oddziału jinchūrikich, że idą sprawdzić co się stało i wystrzelili pędem w kierunku drzew.


~ Cześć Wam.
Jak widzicie nie strzeliłam focha, jestem dla Was zdecydowanie za dobra. Ale to wcale nie oznacza, że nie musicie komentować :P
Wiem, że trochę krwawo wyszło, no ale czasami tak trzeba.
Nam nadzieję, że się podobało :)
A i jak się Wam widzi mój efekt nudy? Tak, mówię tu o nowym szablonie :D

Całuski :*

wtorek, 9 czerwca 2015

Specjał 3. Festyn pełen uczuć

 - Nudzi mi się.
 - A co mnie to obchodzi?
 - Ale mi się tak nudzi...
 - I wszyscy już to wiedzą.
 - No ale..
 - Ach, zamknijcie się w końcu!

Czwórka niesamowitych siedemnastolatków leżała na soczyście zielonej trawie, wśród licznych kwiatów i drzew. Już od dłuższego czasu Naruto i Sasuke sprzeczali się i przekomarzali między sobą. I trwałoby to jeszcze dłużej gdyby Namida ich skutecznie nie uciszyła. Od kilku dni nie mięli żadnego zlecenia ani misji i najzwyczajniej w świecie dopadła ich nuda. Na szczęście na polanę ukrytą w górze wpadł rozradowany Kazuma:

 - Mam dobre wieści!
 - Misja? - zapytał z nadzieją Naruto.
 - Nie. - czarnowłosy szybko zgasił ich zapał, który po jego kolejnych słowach zmienił się w czyste zainteresowanie – Coś znacznie lepszego. Dzisiaj w Wiosce Ukrytej w Trawie odbywa się festyn i możecie na niego iść.
 - Yatta!!!

Cała czwórka wyleciała z polany jakby coś ich goniło i wpadli do chaty, w której od kilku lat mieszkają, by się przygotować do imprezy.

 Wieczór nastał szybko. Sasuke i Naruto, w odświętnych czarnych kimonach stali bezczynnie przed chatą. Pewnie zastanawiacie się, czemu nie są w środku? Jest to bardzo proste do wyjaśnienia. Otóż zostali oni w kulturalny sposób wyrzuceni z domu przez dziewczyny. Stwierdziły one, że potrzebują zdecydowanie więcej czasu niż chłopaki, a oni by im tylko przeszkadzali. Tak więc, dwójka przyjaciół już od prawie godziny stała znudzona pod wejściem chaty.

 Kiedy po kolejnych kilkunastu minutach nic się nie wydarzyło, Naruto był bliski wybuchu. Już miał zacząć dobijać się do drzwi, gdy te szeroko się otworzyły, a w progu pojawiły się dwie wyczekiwane dziewczyny. Na ten widok chłopaków wręcz wmurowało w podłoże. 'Warto było czekać.' - przemknęło im przez myśl.

 Obie dziewczyny miały na sobie krótkie do połowy uda, odświętne kimona z długimi, szerokimi rękawami. W pasie przewiązane były pasami obi, związanymi na plecach w schludną kokardę. Kimona były białe, lecz różniły się kolorami dodatków.

 Hinata, która jako pierwsza przekroczyła próg drzwi wyszyte na ubraniu miała duże kwiaty lilii w kolorze jasnego fioletu. Takiej samej barwy było obi. Na stopy założyła tradycyjne japońskie sandałki. Część włosów złapane były do góry i upięte w elegancki, luźny kok za pomocą mieniącego się w świetle grzebyka. Zaraz obok tej ozdoby wpięty został śnieżnobiały kwiat lilii. Oczy miała delikatnie podkreślone czarną kredką i tuszem. Usta zaś zarysowane zostały bladoróżową pomadką. Wyglądała jednocześnie słodko i kusząco.

 Namida, która jako druga opuściła dom nie odstawała urodą od przyjaciółki. Jej kimono usłane było różnej wielkości, błękitnymi niezapominajkami, które doskonale współgrały z kolorem jej oczu. Obi pozostawało tej samej barwy. Ona również na stopy wsunęła delikatnie sandałki. Jej niesamowicie długie włosy zostały lekko podkręcone, a jedno z pasm kusząco opadało na twarz dziewczyny. W całą fryzurę wplecione miała malutkie niezapominajki. Makijaż Namidy był zdecydowanie odważniejszy. Oczy miała mocniej podkreślone, co uwydatniało głębię błękitu jej tęczówek. Na usta zaś nałożyła intensywnie czerwoną szminkę, która w połączeniu z jej pewnym siebie spojrzeniem omamiała i kusiła.

 - To co, idziemy, czy będziemy tu tak stać? - zapytała, kryjąc rozbawienie Namida.

 Słowa te skutecznie wybudziły chłopaków z chwilowego letargu. Jednak wciąż nie byli w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Jedyne co zrobili to skinęli twierdząco głowami. Wielce ucieszone i rozbawione taką reakcją kolegów Hinata i Namida minęły ich i wyruszyły przodem, żywo o czymś dyskutując.

 Kiedy nareszcie dotarli do Wioski Ukrytej w Trawie poszli się trochę zabawić. Kręcili się między licznymi stoiskami, grali w przeróżne gry, świetnie się przy tym bawiąc. Roześmiane Namida i Hinata przyciągały niemałą uwagę przechodniów, głównie tych płci przeciwnej. Jednak Sasuke i Naruto byli czujni. Każdego, kto ośmielił się obrzucić którąś z ich przyjaciółek rozpalonym spojrzeniem lub dwuznacznym uśmiechem obdarowywali spojrzeniem zwiastującym powolną i bolesną śmierć, co skutecznie odstraszało wszelkich adoratorów. Może i byli tylko ich przyjaciółmi, ale to nie znaczy, że nie mogą dbać o cnotę dziewczyn, a przynajmniej tak sobie tłumaczyli swoje, bądź co bądź, dziwne zachowanie. Dziewczyny udawały, że nie widzą tego co robią chłopaki, ale w rzeczywistości miały nie zły ubaw z tego powodu.

 Po kolejnych godzinach, kiedy zabawa trwała w najlepsze, czwórka przyjaciół zdecydowała się udać w jakieś o wiele cichsze i spokojniejsze miejsce. Obie dziewczyny dzierżyły w ramionach ogromne pluszaki, które zostały dla nich bez problemu wygrane na strzelnicy przez ich osobistych ochroniarzy.

 Po kilkunastu minutach w końcu dotarli na szczyt jednego z przywioskowych wzgórz. Z tego miejsca roztaczał się cudowny widok na tonącą w kolorowych lampach wioskę. Czwórka przyjaciół rozsiadła się na soczyście zielonej trawie, ciągle żartując i zajadając się smakołykami zakupionymi na festynie.

 Przez cały wieczór doskonale się bawili. Uwielbiali wspólnie spędzać czas, a takie imprezy były świetną okazją na oderwanie się od otaczającej ich rzeczywistości. Jednak ten dzień różnił się od innych tego typu. Otóż jeden z Akuma był zdecydowanie zbyt cichy i zamyślony. Mowa tu o wiecznie roześmianym Naruto. Sasuke już na początku dostrzegł, że z jego przyjacielem jest coś nie tak, jednak dyskretnie pominął to milczeniem.

 A wszystko zaczęło się już w momencie pojawienia się w drzwiach chaty dwóch pięknych dziewczyn. Cały wieczór blondyn wodził rozmarzonym wzrokiem za Namidą i nie odstępował jej na krok. Sasuke rozbawiony obserwował poczynania przyjaciela i jego zmagania z samym sobą. Dziewczyny były tak pochłonięte zabawami i rozmowami ze sobą, że nie zauważyły dziwnego zachowania blondyna.

 W wesołej atmosferze siedzieli jeszcze przez jakąś godzinę, kiedy nagle ciemnie niebo rozświetliły barwne fajerwerki. Cała czwórka podniosła się z trawy, by lepiej widzieć niesamowity pokaz. Jednak Naruto, zamiast patrzeć w niebo bez przerwy obserwował wesołą grę świateł na twarzy roześmianej Namidy. Był jak zahipnotyzowany. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Długowłosa poczuła w pewnym momencie na sobie jego wzrok i zwróciła swoje błękitne tęczówki w stronę przyjaciela. Naruto, dopiero po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że obydwoje spoglądają sobie prosto w oczy, tonąc w głębi ich barwy. Blondyn jednak nie był odosobniony w swoich uczuciach. Namida również czuła to elektryzujące przyciąganie.

 W tym samym czasie Sasuke dyskretnie odciągną Hinatę na bok, by zapewnić parze swobodę i intymność. Karooki jednak widząc, że ci stoją bezczynnie spoglądając sobie w oczy lekko się zirytował. Już z kilometra było widać, że ich do siebie ciągnie. W końcu, kręcąc z dezaprobatą głową postanowił pomóc przyjacielowi. Cicho podszedł do Naruto i niby przypadkiem pchnął go na dziewczynę, w efekcie czego ich usta się złączyły. Para, początkowo zszokowana stała w bezruchu, z szeroko otwartymi ozami, jednak już po kilku sekundach dla tej dwójki świat przestał istnieć. Sasuke zadowolony z siebie wrócił do roześmianej Hinaty, by wraz z nią dokończyć oglądanie świetlistego przedstawienia.

Od tego incydentu Naruto i Namida stali się nierozłączni. Mimo początkowych wątpliwości, czy to co robią na pewno jest dobre, trwali przy sobie i stale obdarzali miłością. Po niedługim czasie przekonali się, że nie mogą bez siebie żyć, a miłość jest nieobliczalna i potrafi dopaść w najmniej oczekiwanym momencie.


~ Witam, wróciłam :D

Tak, wiem. Rozdział jest krótki i beznadziejny, ale jest. W pewnym sensie zmuszałam samą siebie do napisania czegoś i nie jestem z tego "czegoś" całkowicie zadowolona. No ale, co zrobić... No mniejsza :P
Chcę powitać nowych obserwatorów, tak więc: OHAYO :D
I na koniec... KOMENTUJCIE BŁAGAM. Widzę jak wiele osób odwiedza mojego bloga, a komów brak. Jedynie Karou (teraz Ecleette ;) ) trzyma fason. Normalnie jak tak dalej pójdzie będę musiała strzelić focha. I na co to Wam? :P
Dobra, koniec mojego zrzędzenia. Do zobaczenia w piątek (no chyba że strzele focha :P )

See you!